Budowa domu to szaleństwo?

01 września 2017

Na budowę możesz wydać absolutnie każde pieniądze. Zapewne wydasz też wszystkie pieniądze, jakie masz – mówi Sławomir Zając, przedsiębiorca oraz autor książki "Jak wybudować i nie zwariować".

Sławku, zbudowałeś dom, prawda?

Tak. Mieszkam w nim z rodziną od 2012 roku. Wielu znajomych pytało mnie o to budowanie, dlaczego poszło mi tak w miarę gładko i szybko. Przez kilka lat dzieliłem się tym swoim doświadczeniem tak nieco „po partyzancku”, w długich dyskusjach, ponieważ jednak nie chciało mi się ciągle tego samego powtarzać, postanowiłem napisać książkę. Zbierając do niej materiały, rozmawiając z inwestorami, a także obserwując moich sąsiadów i znajomych, na nowo przekonałem się, jak wiele prostych błędów popełniają ludzie na prawie każdym etapie budowy. Efektem tego było powstanie poradnika „Jak się wybudować i nie zwariować” i jeszcze kilku innych projektów edukacyjnych dla osób zamierzających zbudować swój dom.

Naprawdę można zwariować, budując dom?

Można. Zbadano, że liczba rozwodów gwałtownie wzrasta podczas budowy. To często są tragedie rodzinne. Wystarczy, aby budowa odbyła się na działce należącej do jednego z małżonków. Okazuje się, że – w skrócie – wszystko, co znajduje się na gruncie, jest własnością jego właściciela. Nie może być więc mowy o podziale domu. Drugi małżonek może tylko żądać zwrotu poniesionych nakładów. A skąd się biorą takie rozwody? Jeżeli budowa idzie jak po grudzie, są ciągłe opóźnienia, wykonawcy nie pojawiają się na budowie, to jest to bardzo stresujące i frustrujące. A to rzutuje na relacje w rodzinie. Właśnie po to, żeby takich sytuacji było jak najmniej, postanowiłem wydać moją książkę, która jest zbiorem porad krok po kroku i przestróg użytecznych przy budowie domu.

Jak to było w Twoim przypadku?

U mnie wszystko przebiegło bez większego problemu: kupiłem działkę, dostałem kredyt i wybudowałem dom. Jak większość Polaków, nie dysponowałem zbyt dużą kwotą pieniędzy, więc wybrałem tzw. „metodę gospodarczą”, czyli taką, w której inwestor sam zarządza budową (ale nie sam buduje, tylko wynajmuje ekipy budowlane), zamiast wybrać jednego generalnego wykonawcę czy kupić gotowy dom od dewelopera. Z jednej strony metoda gospodarcza pozwala zaoszczędzić niemałą sumę pieniędzy, natomiast z drugiej strony, jeśli nie wiemy jak prawidłowo postępować, może skończyć się katastrofą – czy to katastrofą budowlaną, czy finansową, czy nawet życiową, bo i takie bywają przypadki. Podkreślmy proszę, że metoda gospodarcza nie oznacza, że wznosimy dom sami czy z pomocą rodziny (choć oczywiście możemy, jeśli mamy do tego odpowiednie umiejętności). W większości przypadków po prostu do każdego etapu zatrudniamy wyspecjalizowaną ekipę: do postawienia ścian zatrudniamy ekipę murarską, do instalacji elektrycznej elektryka, a do wykończenia jeszcze inną odpowiednią ekipę. W rezultacie staje przed nami trudne zadanie wyboru kilku/kilkunastu ekip, które przewiną się przez naszą inwestycję. Nie trudno się w tym wszystkim pogubić. Do tego cały czas na bieżąco jest na naszej głowie wybór materiałów i rozwiązywanie różnego rodzaju problemów pojawiających się na budowie, a przecież jeszcze oprócz tego prowadzimy jakieś życie zawodowe i rodzinne. Nic dziwnego, że inwestorzy popełniają całą masę błędów. Powiem więcej, nie da się uniknąć błędów. Chodzi o to, by popełnić ich jak najmniej, jak najszybciej przestać w nie brnąć, a wreszcie, by błędy były jak najmniej brzemienne dla postępów naszej budowy i bezbolesne dla portfela.

 

Treść znajduje się w archiwum

Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.