Oferta mieszkaniowa sprzyja suburbanizacji. Polacy chcą czegoś ekstra

11 października 2017

Dane Głównego Urzędu Statystycznego są alarmujące. Spośród 39 polskich miast, w których mieszka ponad 100 tysięcy ludzi, do 2030 roku wzrost liczby ludności nastąpi tylko w sześciu. Paradoksalnie, tradycyjne firmy deweloperskie często przyczyniają się do przyspieszania procesów suburbanizacyjnych. Odpowiedzią na wyludnianie miast może być dywersyfikacja oferty.

Z raportu GUS wynika, że największym przyrostem ludności będą się charakteryzować głównie gminy położone na obrzeżach dużych i części średniej wielkości miast. Ten proces to suburbanizacja. Nazwa pochodząca od angielskiego „suburb” (przedmieście) dotyczy jednej z faz rozwoju miasta - wyludniania dzielnic centralnych, połączonego z rozwojem terenów podmiejskich. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. To chęć życia z dala od zgiełku miasta, rosnące ceny nieruchomości w centrach, rozwój oferty mieszkaniowej nieadekwatny do potrzeb mieszkańców czy rozpowszechnianie pracy zdalnej.

Czy z suburbanizacją należy walczyć?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. O ile zmiany demograficzne powodowane bardzo niskim (bądź ujemnym) przyrostem naturalnym są jednoznacznie negatywne ekonomicznie czy społecznie, wybór miejsca zamieszkania może wydawać się neutralny. Głębsza analiza pokazuje jednak, że przeprowadzka poza miasto, nawet jeśli nie wiąże się ze zmianą pracy czy nawyków zakupowych, ma znaczące, długoterminowe konsekwencje.

Część terenów podmiejskich nie posiada nawet podstawowej infrastruktury. Brak wyznaczonych dróg, odległość od przedszkola, szkoły, placówki medycznej, sklepu początkowo mogą być znoszone, jeśli zostały zrekompensowane wyjątkowo niską ceną działki. Po czasie wpływają jednak na wzrost frustracji, w szczególności kiedy okazuje się, że lokalne władze wbrew oczekiwaniom wcale nie zamierzają interesować się potrzebami jednej rodziny czy kilku – żyjących w dużym rozproszeniu.

Osiedlanie się w dużym rozproszeniu i niewielkich skupiskach ma również wielkie konsekwencje dla transportu. Wymaga zapewnienia mieszkańcom dróg oraz komunikacji publicznej. Mieszkańcy albo słyszą odmowę władz, podyktowaną zbyt wysokimi kosztami, albo muszą liczyć się z ułomną ofertą transportową, np. linią autobusową kursującą rzadko, wyłącznie w określonych godzinach i o trasie kończącej się nie w centrum miasta, a na najbliższym węźle przesiadkowym.

 

Treść znajduje się w archiwum

Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.