Rewitalizacja i biznes

06 czerwca 2017

Rewitalizacja. Modne słowo, które ze słowników miejskich społeczników przeniosło się dziś na usta wszystkich – także inwestorów, deweloperów i zarządców nieruchomości. O tym, czy zabytkowe przestrzenie adaptowane na cele komercyjne stanowią realną alternatywę dla nowoczesnych centr biznesowych, opowiada Michał Styś, Dyrektor Zarządzający OPG Property Professionals.

Czy adaptowanie starych, zabytkowych murów pod potrzeby firm z branży IT, BPO czy SSC można już uznać za realny trend na rynku nieruchomości?

Michał Styś: Od kilku lat faktycznie obserwujemy wzrost zainteresowania wśród najemców na odnawiane, zabytkowe i postindustrialne przestrzenie, co w dłuższej perspektywie powinno skłaniać inwestorów do realizacji kolejnych tego typu projektów. Zachętą dla nich może być fakt, że obiekty rewitalizowane z reguły starzeją się moralnie i technicznie znacznie wolniej od standardowego parku biznesowego. Osobiście wierzę, że tego typu przestrzeń jest potrzebna nie tylko dla samego rynku nieruchomości, ale i dla rozwoju polskich miast. Bo to napędza popyt na kolejnych najemców, którzy nie szukają biur, lecz rąk do pracy, a ściślej rzecz biorąc: kreatywnych i zaangażowanych umysłów. Trend dostrzegają też same miasta, o czym otwarcie mówią chociażby władze Łodzi.

Czy zabytkowe kamienice lub tereny po dawnych zakładach produkcyjnych mogą konkurować z nowoczesnymi obiektami klasy A pod względem lokalizacji bądź oferowanych udogodnień?

MS: Duże biznes parki często skazane są na lokalizacje poza centrum, podczas gdy rewitalizacja budynków czy całych fragmentów miast nierzadko odbywa się w doskonale zlokalizowanych miejscach – za przykład można podać Katowice, Wrocław, Łódź czy Warszawę po prawej stronie Wisły. I mam tu na myśli nie tylko fizyczne położenie, infrastrukturę czy poziom skomunikowania, ale też liczne usługi dodatkowe – kawiarnie, restauracje, butiki czy punkty usługowe, znajdujące się na miejscu bądź na wyciągnięcie ręki. Niewielkie odległości i skupienie zróżnicowanych branż w jednej okolicy sprzyja podejmowaniu współpracy. Możliwość dojścia spacerem na spotkanie z partnerem jest nie tylko wygodne, ale stanowi też przyjemną odmianę.

Mówimy tu trochę o funkcjach miastotwórczych, przez co wkraczamy w obszar czynników „miękkich” z czysto biznesowego punktu widzenia. Czy projekty rewitalizowane bronią się także i pod tym względem?

MS: Jak najbardziej. Zróżnicowana struktura najmu dla inwestora bądź zarządcy oznacza stabilność i większą elastyczność w doborze strategii tenant-mix. Samo zastosowanie usług mieszanych nie gwarantuje oczywiście sukcesu. Najważniejszy jest dobór funkcji, który zapewni ich synergię i wzajemne uzupełnianie, a także odpowiednia strategia zarządzania i rozwoju miejsca. Różnorodność otwiera furtkę dla mniejszych firm o wysokim potencjale intelektualnym, co dużym korporacjom zapewnia łatwy dostęp do „talent pool” oraz stwarza możliwości outsourcowania specjalistycznych zadań. Działa to też w drugą stronę. Stworzenie miejsca przyciągającego dużych najemców – tzw. anchor tenants – może stanowić zachętę do wejścia także dla mniejszych firm, chcących z jednej strony skorzystać na wartości lokalizacji, a z drugiej urosnąć w oczach potencjalnych kontrahentów. Przede wszystkim jednak taka przestrzeń jest bardzo atrakcyjna dla prestiżowego najemcy.

 

Treść znajduje się w archiwum

Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.