Robert Biedroń. Prezydent z archipelagu

06 marca 2017

Dla jednych typowy polityk-prezydent z desantu, dla innych kontrowersyjna postać. Dla mieszkańców Słupska przede wszystkim prezydent ich miasta, człowiek, w którym widzą zaangażowanie i chęć dokonania zmian. Po dwóch latach od objęcia stanowiska prezydenta miasta Robert Biedroń często bywa określany jako normalny, bezpośredni i szczery, a styl jego urzędowania jako przyjazny mieszkańcom. Czy jest skuteczny?

Z Robertem Biedroniem, Prezydentem Słupska, rozmawia Sebastian Książkiewicz.

Panie prezydencie, dla części ogólnokrajowego środowiska medialnego wciąż jest Pan politykiem-celebrytą, który tylko na chwilę zatrzymał się gdzieś na Pomorzu w zapomnianym przez wszystkich mieście nad Słupią, by odcinać kupony od rosnącej sławy. Przez część społeczeństwa jest Pan jednak postrzegany jako przedstawiciel nowego typu samorządowca, który bierze się za bary z usankcjonowanymi złymi nawykami rządzenia. Słupsk, obok Wadowic i dużego Poznania, jest wymieniany jako przykład miasta, w którym od niedawna trwa „eksperyment” innego sprawowania władzy. Czy czuje się Pan prekursorem nowej jakości w polityce samorządowej?

Tak jestem postrzegany przez media, jak i przez mieszkańców. Nie wiem, czy czuję się prekursorem, robię to tak jak potrafię. Ja po prostu nie umiem inaczej pewnych rzeczy robić i stąd to wynika. Wszystko co robię jest szczere i być może czasami działam tak z pewnej naiwności. Jak rozmawiam z moimi starszymi kolegami i koleżankami samorządowcami, to oni wielu tych rzeczy, które ja robię, nie zrobiliby, ponieważ nie ufaliby, że to będzie działało, baliby się, że to się nie uda, że nie warto. Nikt z nas samorządowców nie kończy żadnego uniwersytetu samorządowego. Nie ma czegoś takiego. Jak człowiek zostaje prezydentem miasta, to musi polegać na wsparciu urzędników, ale nie posiada żadnej specjalnej wiedzy samorządowej, więc to jest trochę jak stąpanie po minie, częściowo intuicja, częściowo doświadczenie życiowe. Czuję oczywiście, że jest to trochę coś innego, tzn. ta jakość jest inna niż w innych miastach, ale to może wynikać z pewnego rodzaju bagażu, z którym ja tu przyszedłem. Pochodzę z organizacji samorządowych, innego świata niż ten, z którego wywodzi się wiele moich koleżanek i kolegów, którzy sprawują funkcję prezydentów miast. To być może sprawia, że jestem bardziej otwarty na ludzi, ale ja nie wiem jak to będzie wyglądało za cztery, za sześć lat, ponieważ część samorządowców ma podcięte skrzydła, bo zobaczyli że się nie da, że wiele rzeczy, w które ja naiwnie wierzę i próbuję robić, w innych miastach się nie udały. Mnie też się wiele rzeczy nie udało, dlatego jestem zwolennikiem dwukadencyjności, bo boję się, że po pewnym czasie można osiąść na laurach i tej energii może zabraknąć.

Mijają dwa lata od ostatnich wyborów, a Pan wciąż nie ma na swoim koncie zorganizowanych igrzysk, nie zbudował Pan kosmodromu, nie postawił Pan choćby fontanny z wodotryskiem. Mimo to aż 78% słupszczan ocenia Pana prezydenturę dobrze lub bardzo dobrze i prawdopodobnie ponownie odda głos na Pana w najbliższych wyborach samorządowych. W Polsce, a szczególnie w jej powiatowej części, po wyborach często następuje standardowy podział łupów, rozdawnictwo stanowisk dla swoich i zaczyna się rządzenie dla samego rządzenia. Można inaczej?

Można inaczej właśnie dlatego, że ja nikogo ze sobą nie przywiozłem, ja jestem z zewnątrz. Nie mam tutaj rodziny, bliskich znajomych, nie chodziłem tutaj do szkoły, nie studiowałem w Słupsku, dlatego ja nie mam żadnych zobowiązań względem nikogo. Nie miałem partii politycznej, która stałaby za mną i mnie wspierała, tak jak moją konkurencję. Nie mam legitymacji partyjnej i nie muszę rozdawać stanowisk. Nie mam nikogo, komu mógłbym być wdzięczny za sponsorowanie mojej kampanii wielkimi pieniędzmi, więc mam tę swobodę, której pewnie wielu na podobnym stanowisku nie ma. Nie muszę nikomu się za nic odwdzięczyć, poza mieszkańcami, którzy mnie wybrali i których jestem dłużnikiem. Byłem niezależny i jestem niezależny partyjnie i bardzo sobie to cenię. To jest pewien komfort, ale też i zagrożenie, bo ja muszę mieć duże zaufanie do tych wszystkich nowych dla mnie osób, z którymi zaczynam współpracę, ale jak widać to działa. Bardzo cieszę się z tego komfortu, bo pozwala mi to na podejmowanie decyzji bez żadnego balastu partyjnego, bez dokonywania skoku na stanowiska i urzędy i to się mieszkańcom podoba. Na wszystkie stanowiska odbywają się transparentne konkursy, którym każdy może przyglądać się z boku. W Słupsku np. o tym kto zostanie dyrektorem teatru współdecyduje zespół aktorski, co jest novum w Polsce.

Czyli nie popiera Pan dominującej w Polsce zasady, w ramach której po wyborach prezydenci najczęściej nie spełniają obietnic wyborczych, a raczej zajmują się bezpiecznym przetrwaniem kadencji, by nie stracić szansy na reelekcję. Dominuje wymiana asfaltu i betonowej kostki, ewentualnie przeprowadza się jakąś spektakularną, przeskalowaną inwestycję z funduszy unijnych w myśl zasady: aquapark w każdej gminie.

Tego też nie popieram, ale ja niestety mam już swój aquapark, który dostałem w spadku, co jest dla mnie ogromnym obciążeniem. Ja oczywiście ten aquapark dokończę w przyszłym roku ale jest to bardzo chybiona inwestycja, która ciągnie Słupsk w dół. Wydaliśmy na nią już sto milionów złotych, kwotę ogromną jak na tak małe miasto, a będziemy musieli jeszcze wydać kolejne dwadzieścia pięć milionów. Ubolewam nad tym, że tyle to musiało kosztować, jednocześnie postaram się ją dokończyć, żeby jak najlepiej służyła mieszkańcom. To są właśnie takie pomniki, które władza buduje, ponieważ często społeczeństwo też nie rozumie budżetu miasta. Jak zapytamy mieszkańców naszych miast czy chcieliby aquapark, czy chcieliby lotnisko, to bardzo często mówią, że tak i nie zdają sobie sprawy, co jest konsekwencją tego, że jednak trzeba skądś te pieniądze zdobyć, że często trzeba miasto zadłużyć, a potem zaciągnięte kredyty spłacić i nie będzie spłacał ich prezydent miasta, ale mieszkańcy ze swoich podatków. Bardzo zależy mi na tym, żeby nauczyć mieszkańców rozumienia budżetu, dlatego przygotowaliśmy w Słupsku obrazkową wersję budżetu, gdzie mieszkańcy mogą w czytelny sposób zobaczyć na co wydajemy pieniądze. Sześciuset stronicowy budżet miasta jest nieczytelny dla nikogo. Mam nadzieję, że mieszkańcy naszego miasta mają w końcu możliwość przekonać się, na co wydajemy ich pieniądze. Dzięki temu wszyscy mogą się przekonać, że nie możemy sobie pozwolić na tego typu mauzolea, że musimy bardzo realistycznie zarządzać naszymi wspólnymi pieniędzmi. Jestem bardzo zadowolony, że w Słupsku udało się to zrobić.

Skąd pozyskiwać fundusze na rozwój miasta i inwestycje? Może pójść śladem radnych ze Szczecinka, którzy ustalili, że mieszkańcy powinni płacić podatek za elementy budynku wystające poza jego obrys, np. balkony, ale też i za panele fotowoltaiczne czy styropianowe ocieplenie, w przypadkach gdy „wiszą” one nad pasem drogowym. Gdzie zaczyna się granica absurdu?

W Słupsku akurat bardzo wspieramy panele fotowoltaiczne i wszystkie odnawialne źródła energii, więc myślę, że w naszym mieście byłaby to ostatnia rzecz, którą byśmy mieli opodatkować. Dla takich miast jak Słupsk, który podobnie jak inne miasta tej wielkości też się wyludnia kosztem dużych aglomeracji, trzeba znaleźć dobrą formułę powiększania budżetu. My zastanawiamy się jak uatrakcyjnić miasto, jak sprawić, żeby postawić w końcu na jakość życia, na to żeby mieszkańcy naszych miast mieli szansę na komfortowe życie. Na pewno nie zrobimy tego za pomocą aquaparku, ale za pomocą tego, że miasto będzie przyjazne dla pieszych, że będzie bardziej zielone, czyste. Słupsk jest jedynym miastem w Polsce, w którym nie przekraczane są normy jakości powietrza. Staramy się bardzo dbać o jakość życia w naszym mieście, żeby to było kompaktowe miasto, w którym można przyjemnie żyć i do którego można łatwo przyjechać. Na tym nam zależy i to być może sprawi, że ludzie zechcą tu zostać, że znajdą tutaj szansę na rozwój i będą tu chcieli płacić podatki. Wtedy nie trzeba będzie szukać tak niezrozumiałych rozwiązań jak opodatkowanie wystających poza obrys budynków styropianowych ociepleń.

 

Czy Słupsk wart jest zainteresowania inwestorów? Czy trwająca tuż pod miastem budowa Amerykańskiej Bazy Wojskowej mającej obsługiwać system antybalistyczny AEGIS, będzie w Pana mniemaniu miała pozytywny czy może negatywny skutek dla lokalnej społeczności?

My jesteśmy oczywiście trochę już tą dyskusją zmęczeni, ponieważ od wielu lat rozmawiamy o obecności bazy antyrakietowej w Słupsku. Raport na temat skutków powstania tej bazy, który zleciliśmy niezależnej Agencji Rozwoju Pomorza jasno pokazał, że miasto i okolica stracą na tej inwestycji kilka miliardów złotych. Prawdopodobnie nie będzie to dla nas zysk finansowy. Co więcej, umówiliśmy się z rządem, że jeżeli przekażemy nasze lotnisko w Redzikowie i zgodzimy się na tę bazę w naszym regionie, to w zamian za to otrzymamy rekompensaty. Niestety czekamy na te rekompensaty już dziewięć lat, robimy wszystko żeby je otrzymać i do dzisiaj ich nie mamy. Myślę, że mieszkańcy przede wszystkim są zniechęceni ciągłym obietnicami niezrealizowanymi do dnia dzisiejszego. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Obecny rząd również niestety niewiele robi, żeby tę sytuację zmienić. Na domiar złego z tym rządem nie mamy już kompletnie żadnego dialogu w przeciwieństwie do poprzednich, więc raczej nadziei na zmianę tej sytuacji nie widzę. Przyzwyczajamy się coraz bardziej do myśli, że ta baza już prawie jest, że w przyszłym roku ta inwestycja zostanie ukończona i skupiamy wysiłki na znalezieniu takiego modelu współpracy, w którym nauczymy się ze sobą koegzystować.

Skoro już rozmowa zeszła bardziej w stronę polityki i obietnic, chciałbym zapytać o kwestię priorytetów w inwestycjach infrastrukturalnych na poziomie krajowym, z samorządowego punktu widzenia. W ostatnim czasie Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło odłożenie na czas bliżej nieokreślony  budowę drogi ekspresowej S6 łączącej Trójmiasto ze Szczecinem. Jednocześnie odkładana na wieczne nigdy droga Via Carpatia, marginalizowana przez poprzednią ekipę rządzącą, dostała właśnie zielone światło, z czego cieszą się samorządowcy z tzw. ściany wschodniej. Z punktu widzenia stanowiska, które Pan obecnie zajmuje, nie może być Pan zadowolony z tej decyzji. Chciałbym jednak poprosić  o spojrzenie na tę sprawę z dystansu, o odstawienie na bok lokalnego patriotyzmu. Nie jest tajemnicą, że priorytety inwestycyjne w naszym kraju są ściśle zależne od uwarunkowań politycznych, a kolejność budowy poszczególnych części składowych sieci dróg ekspresowych i autostrad nie jest oparta o parametr natężenia ruchu, a o parametr poparcia politycznego.  Z racji tego, że nie da się wybudować wszystkiego na raz, co cztery lata harmonogram inwestycyjny jest uaktualniany. Przykłady S6 jak i Via Carpatii dobrze w tym przypadku ilustrują jak inwestycje są zależne od zmian wyborczych. Z twardych danych można wnioskować, że są pilniejsze inwestycje niż te dwie trasy. Czy uważa Pan, że o tempie i kierunku prac nad siecią dróg w Polsce powinny decydować przesłanki merytoryczne czy jednak polityczne?

Oczywiście, że to przesłanki merytoryczne powinny decydować o miejscu i kolejności budowy infrastruktury drogowej, a nie uznaniowość, która wynika przede wszystkim z nietransparentnego sposobu podejmowania decyzji. Ja miałem podobną sytuację tutaj w mieście. Jak remontowano czy budowano drogi, to ja kompletnie nie byłem w stanie znaleźć żadnego uzasadnienia, dlaczego akurat ta droga jest robiona a nie inna. Była grupa ludzi, która miała lepszy lobbing niż inna,  więc budowano właśnie tę drogę, która miała lepszy „marketing”. Postanowiłem to zmienić – zrobiłem ranking ulic przeznaczonych do remontu według ich faktycznego stanu technicznego i ta lista jest nie zmienialna, tzn. żadna grupa nacisku czy koalicja partyjna nie jest w stanie zmienić ustalonego harmonogramu. Przyjęliśmy pewne kryteria, według których oceniana jest zasadność przeprowadzenia remontu, jego skala i priorytet - i trzymamy się konsekwentnie tych zasad. Dzisiaj oczywiście dla sieci dróg krajowych oficjalnie też są tego typu listy tworzone przez rząd, tylko niestety kolejne władze lubią ciągle zmieniać te priorytety i przed zbliżającymi się wyborami politycy przyspieszają albo opóźniają pewne inwestycje. To jest też kwestia kultury politycznej. Jeżeli umawiamy się ze społeczeństwem na pewne reguły gry, to powinniśmy się ich trzymać bez względu na to, kto te priorytety wcześniej przed nami ustalał. Wciąż tej kultury politycznej brakuje i to jest też kwestia nas obywateli, żeby rozliczać tych, którzy nie stosują się do ustalonych reguł i je łamią. Dzisiaj oczywiście Prawo i Sprawiedliwość łamie te reguły i zmienia priorytety w taki już bardzo prymitywny sposób pod swoich wyborców. Mam nadzieję, że w najbliższych wyborach będzie to też brane pod uwagę.

Ale czy uważa Pan, że droga np. Katowice – Warszawa, która ma największe natężenie ruchu powinna być w końcu wybudowana teraz, wcześniej niż to było zapisane w dotychczasowym harmonogramie, nawet kosztem np. drogi ekspresowej Gdańsk–Szczecin, istotnej dla Słupska, ale jednak w punktu widzenia priorytetów kraju, mniej ważnej?

Nie wiem. Po to mamy w kraju osoby odpowiedzialne za infrastrukturę, żeby to one przeprowadzały audyty i konsultacje, na podstawie których powinny być przyjmowane odpowiednie kryteria budowy poszczególnych odcinków infrastruktury drogowej. To po pierwsze. A po drugie trzeba to potem konsekwentnie realizować bez względu na naciski ze strony jakiejkolwiek opcji politycznej będącej u steru władzy w Warszawie, czy też jakiegoś posła z danego okręgu. Ja nie wiem, czy priorytet powinna mieć droga z Katowic do Warszawy czy też może ze Szczecina do Gdańska, nie wiem która z nich jest ważniejsza. Chciałbym mieć zaufanie do polityków w Warszawie w takich sytuacjach, w których gdy prowadzą inwestycje, to one są prowadzone w sposób racjonalny. Dzisiaj tego zaufania nie mam.

Czy znalazł Pan już dla Słupska jego własną, niezależną drogę rozwoju? W głośnym opracowaniu Filipa Springera, Słupsk jest jednym z punktów archipelagu miast upadłych. Mieszkańcy tego archipelagu często najlepiej wspominają czas przeszły. Reforma administracyjna i realia czasów współczesnych brutalnie nieraz zweryfikowały rozbudzone w okresie PRL ambicje. Inwestycje skupiają się głównie w dużych ośrodkach aglomeracyjnych, ludzie na studia i do pracy wyjeżdżają do Gdańska, Szczecina czy Warszawy. Słupsk ma świadomość jakiejś straty, żyje przeszłością czy przyszłością?

Myślę, że tego typu miasta żyją przede wszystkim z poczuciem utraty jakiejś godności. Kiedyś były to miasta wojewódzkie, miasta które się rozwijały, miasta w których się inwestowało, które miały swoje władze wojewódzkie, gdzie klasa średnia miała szansę się realizować. Dzisiaj niestety to się zmieniło i w ludziach jest dużo rozgoryczenia. Warto by się było zastanowić, jak to zmienić.

Jest Pan takim prezydentem miasta w potrzebie. Czy myśli Pan, że wie jakich zmian potrzebuje Słupsk? Potrafi Pan nakreślić przyszłość dla tego miasta?

Wydaje mi się, że to można zmieniać i nie musi to wcale tak dużo kosztować. Np. pomysł decentralizacji, doprowadzenia do tego, żeby tak planować rozwój państwa, zgodny zresztą z konstytucją, w której jest zapisana idea zrównoważonego rozwoju. Nie widzę przeszkód, dla których jakaś instytucja, trybunał, ministerstwo nie miałyby się znajdować np. w Bielsku-Białej, w Słupsku itd. To funkcjonuje zresztą w wielu krajach skandynawskich, też w Czechach, w Niemczech. Nie rozumiem np. dlaczego stolice województw są w największych ośrodkach, nie rozumiem tego modelu myślenia. Jeśli pojedziemy do Niemiec, to część stolic landów znajduje się w małych miejscowościach.

Cieszę się, że Pan o tym wspomniał. Przywołany przez pana model funkcjonuje również np. w USA, gdzie najczęściej funkcje stolic stanów pełnią małe miejscowości. Tak jest chociażby w przypadku stanu Nowy Jork, którego władze mają swoją siedzibę nie na Manhattanie tylko w niewielkim Albany, mieście podobnej wielkości jak Słupsk.

No właśnie. To podnosi prestiż, rangę miejscowości i chciałbym, żeby podobna filozofia funkcjonowała w naszym kraju, bo inaczej niestety ta tendencja którą dzisiaj obserwujemy związana z depopulacją miast średniej i małej wielkości będzie postępowała.

Wychował się Pan w Krośnie, w mieście o połowę mniejszym od Słupska i również leżącym w Archipelagu Springera. Jak z perspektywy kogoś, kto większość dotychczasowego życia zawodowego spędził jednak w wielkim świecie, wygląda obecne życie w niespełna stutysięcznym mieście. Ten dystans bycia nie stąd pomaga czy przeszkadza w zarządzaniu Słupskiem?

Ja jestem bardzo zadowolony, bo to jest oczywiście inne życie, ale też ja umówiłem się z mieszkańcami, że przychodzę do Słupska, żeby posprzątać pewne sprawy, żeby postawić Słupsk na nogi, żeby przywrócić godność mieszkańcom, żeby mieszkańcy mieli poczucie, że życie w takim mieście może być interesujące, że tu się po prostu dobrze żyje. I to się udaje. Doprowadziłem do tego, że oddłużam miasto – Słupsk dzisiaj po raz pierwszy od trzech lat ma budżet z nadwyżką finansową. Ja odziedziczyłem miasto, które było na skraju bankructwa. Czekały na mnie przegrane przez miasto procesy i nakazy zwrotów dziesiątek milionów odszkodowań. Wszystko to musiałem poukładać, pozamiatać – po to tu jestem i na tym się koncentruję. To jest duże wyzwanie oczywiście, ale jednocześnie daje ogromną przyjemność, gdy mogę obserwować na ulicach naszego miasta, że mieszkańcy te działania doceniają. Miasto się rozwija, spada bezrobocie, przychodzą nowi inwestorzy. O Słupsku zaczęto dobrze mówić. Ja nawet się nie zastanawiam nad alternatywą. Obiecałem, że będę startował na kolejną kadencję i mam nadzieję, że też to się uda i te dwie kadencje będą taką klamrą spinającą moją działalność w Słupsku.

Można powiedzieć, że w Pana przypadku historia zatoczyła koło i wrócił Pan na peryferia.

Tak, wróciłem, tylko na drugi koniec Polski. Wróciłem i jest mi tutaj bardzo dobrze i chciałbym żeby takie odczucie mieli wszyscy mieszkający poza wielkimi metropoliami, bo myślę też, że przyszłość będzie należała do takich miast. Jeżeli je odpowiednio skomunikujemy – autostradami i szybką koleją – to myślę, że takie punkty na mapie naszego kraju, punkty archipelagu, odzyskają nie tylko swoją godność ale i energię, na które naprawdę zasługują. To są często bardzo piękne, ciekawe miejscowości z fantastycznymi mieszkańcami.

Czy zwiększona rozpoznawalność miasta może przynieść jakieś wymierne korzyści mieszkańcom? Nie da przecież zaprzeczyć, że pijarowo Słupsk dużo zyskał. Media, skupione zazwyczaj na stolicy i innych dużych ośrodkach miejskich, zauważyły miasto nad Słupią, ponieważ Robert Biedroń tam jest.

Oczywiście, że zyskujemy dzięki temu. Do Słupska nigdy wcześniej nie przyjeżdżało tylu ambasadorów, np. niedawno gościliśmy już po raz drugi ambasadora Kanady, nawet pani premier przyjechała do nas, a wcześniej osoba tej rangi była w Słupsku osiem lat temu. Odwiedził nasze miasto również pan prezydent Duda. Na pewno w Słupsku więcej się dzieje, Słupsk stał się rozpoznawalny, co przełożyło się np. na zwiększony ruch turystyczny. Słupsk zaistniał w mediach i jest to dla nas wielka korzyść.

W Słupsku jest największa kolekcja Witkacego, o której prawie nikt nie wie – może to jest ten czas, kiedy również dla samej sztuki ludzie będą chcieli tu przyjeżdżać?

Myślę, że tak – liczba odwiedzających nasze muzeum, w którym jest największa kolekcja dzieł Witkacego, nie tylko w Polsce ale i w świecie, rośnie z roku na rok.

Dziękuję za rozmowę.

Treść znajduje się w archiwum

Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.