Urbanistyka: Polacy vs. Austriacy. Kto planuje lepiej?

30 października 2017

W temacie urbanistyki i planowania przestrzennego polskie miasta muszą jeszcze sporo się nauczyć.

OSIEDLE MIESZKANIOWE – WERSJA POLSKA

W myśl art. 166 konstytucji obowiązkiem samorządu terytorialnego jest budowa infrastruktury społecznej i dbanie o ład przestrzenny. Niestety przepis ten jest martwy i w realiach polskiej gospodarki rynkowej deweloperzy wzięli na siebie ten obowiązek. Skutkiem takiego stanu rzeczy jest bałagan w przestrzeni – taki jak chociażby na krakowskim Ruczaju.

Problem chaosu przestrzennego polskich miast jest nieustającym tematem licznych dyskusji, opracowań naukowych, felietonów w prasie itp. Napisano i powiedziano na ten temat już wiele i wciąż temat pozostaje niewyczerpany. Przykłady bałaganu przestrzennego można znaleźć wszędzie, ale są miasta, które wyróżniają się szczególnie pod tym względem. Kraków należy do niechlubnego grona miejsc, w których szczególnie trudno jest zapanować nad ładem przestrzennym. Można odnieść wrażenie,  że polityka planowania wręcz nie istnieje. Dlaczego tak jest i czy tak być musi?

Ruczaj, krakowskie ogromne osiedle, jest typową dla polskiej przestrzeni miejskiej gęsto zabudowaną pustynią infrastruktury społecznej, która tylko w folderach reklamowych deweloperów, kreowana jest na oazę szczęśliwości. Historia tego miejsca sięga lat 80., gdy na podmokłych wiejskich wtedy jeszcze terenach, powstało typowe osiedle mieszkaniowe z wielkiej płyty. Planowanie tego typu zabudowy polegało w tamtym okresie na rozrzuceniu w przestrzeni wolno stojących cztero- i dziesięciopiętrowych budynków. Powstała typowa sypialnia z niedorozwiniętą funkcją usługową.

Następny okres rozwoju tej części Krakowa przypadł na początek poprzedniej dekady. Z oczywistych względów był to już zupełnie inny rodzaj rozbudowy. Ten wielki obszar w południowo-zachodniej części miasta od dawna był przeznaczony pod wielorodzinną zabudowę mieszkaniową. Rozwój urbanistyczny tego miejsca był zapisany w wieloletnich planach rozwoju, uaktualnianych na przestrzeni lat. Niestety, nie szły za tym planowaniem żadne konkretne działania władz samorządowych. Kilkaset hektarów przeznaczone pod intensywną urbanizację nie doczekało się ani planu miejscowego, ani polityki scalania gruntów, a na dziewiczy teren wkroczyli deweloperzy, chcący zaspokoić wieczny niedobór mieszkaniowy.

W tym momencie została otwarta puszka Pandory. Nikt już nie chciał i nie potrafił zapanować nad niekontrolowaną niczym zabudową. Wybitnie rozdrobniony własnościowo teren (co jest specyficzne dla terenów dawnej Galicji), z układem granic działek charakterystycznym dla wiejskiej ulicówki, nie mógł liczyć na rozsądną, przemyślaną zabudowę. Niestety polskie prawodawstwo daje możliwość zbyt szerokiej interpretacji zapisu o zasadzie dobrego sąsiedztwa, który jest wykorzystywany w stosunku do obszarów nie objętych planami miejscowymi. W przypadku Ruczaju, powyższe zasady w dużej mierze przyczyniły się do scedowania na deweloperów ukształtowania tej części miasta. Tzw. dobre sąsiedztwo zdegradowało tę przestrzeń nieodwracalnie.

Winę za ten stan rzeczy ponoszą zarówno chciwi deweloperzy, jak i bezrefleksyjni urzędnicy miejscy, którzy powołując się dla wygody na złe prawo, nie blokowali absurdalnych niekiedy projektów. Jedyną rzeczą, którą miasto zaplanowało była główna droga łącząca osiedle z centrum miasta i podkrakowską Skawiną. Ulica poprowadzona po śladzie dawnej drogi gruntowej, wyznaczyła oś rozwoju osiedla. Powojskowy teren po zachodniej stronie ulicy, został przyznany Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, na którym ten wybudował swój kampus. Cały teren na wschód od ulicy zaczęli wykupywać po kawałku kolejni deweloperzy.

 

Treść znajduje się w archiwum

Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.