[Wywiad] Edukacja i promocja

23 stycznia 2018

Z profesorem Bolesławem Stelmachem, architektem, pełniącym obowiązki dyrektora Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki, rozmawia Mieczysław T. Starkowski

Mieczysław T. Starkowski: Panie profesorze, pomysł utworzenia Instytutu rzucił w lipcu ubiegłego roku prezes Jarosław Kaczyński na Kongresie Prawa i Sprawiedliwości w Przysusze. W statucie czytamy, że Instytut ma się zajmować między innymi promowaniem architektury. Na czym konkretnie będzie polegać jego działalność?

Bolesław Stelmach: Nominację dostałem oficjalnie 22 listopada. Natomiast formalnie Instytut zaczął działalność 1 stycznia 2018 roku. Moim zdaniem musimy promować szczególnie wartości wspólne w otaczającej nas przestrzeni. Nie chodzi przy tym o pojedyncze budynki, ale cały krajobraz. Jest to bowiem wartość unikatowa – z wielu względów. Dla każdego z nas ta przestrzeń wiąże się nie tylko z estetyką, ale również ze zdrowiem, bezpieczeństwem, komfortem życia, jego ekonomiką. Może ona dawać poczucie szczęścia albo unieszczęśliwiać.

Jednak trzeba mieć tego świadomość i chcieć promować te wartości. I my zamierzamy właśnie to robić. Na przykład Izba Architektów Rzeczypospolitej Polskiej przygotowała takie programy, nawet dla najmłodszych: przedszkolaków i dzieci w szkołach podstawowych. Obecnie dzieci widzą w podręcznikach baraki przedstawione za pomocą prymitywnej wizualizacji komputerowej i to się nazywa miasto. My chcemy uczyć, że chodzi o coś ważnego. 

Faktycznie, mamy do czynienia z bardzo ważnym zjawiskiem. Biorąc pod uwagę pojedynczy obiekt, możemy dyskutować, czy on nam się podoba, czy nie. Natomiast zasadniczy problem pojawia się z organizacją przestrzeni, zwłaszcza przestrzeni wspólnych. Często ludzie nie czują się w nich dobrze, a już na pewno nie odczuwają komfortu.

- Oczywiście, przykłady można mnożyć. Znamy miejsca monokultury mieszkaniowej, w której nie uświadczy pan placówek handlowych, usługowych czy jakichkolwiek innych. To jedna ze spraw, którymi chcemy się zająć.

Ale nie zmienimy niczego, w tym legislacji, bez zmiany świadomości. Już w nowej rzeczywistości (po 1989 r.) architekci i urbaniści mówili o tym wielokrotnie. Niestety, politycy nie czują wagi tych problemów. Hołdujemy zasadzie wolnoć Tomku w swoim domku. Panuje doktryna zakładająca, że prawo własności równa się prawu do dowolnej zabudowy. A próby wprowadzenia regulacji mówiących o nadrzędnej wartości problemów społecznych spotykają się ze zdecydowanym oporem. Jakość przestrzeni przegrywa zatem z prawem własności. Powszechnie orzekają o tym sądy, bo przesłanki społeczne są trudne do zdefiniowania.  

 

Treść znajduje się w archiwum

Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.