Władze Sztokholmu wpadły na pomysł przeniesienia części ruchu pieszego na poziom dachów. Za kilka lat mieszkańcy stolicy Szwecji być może będą mogli oglądać swoje miasto z zupełnie innej perspektywy – z tej samej, z której robił to słynny Karlsson, bohater jednej z książek Astrid Lindgren.
Szwecja przynajmniej od stulecia definiowana jest jako kraj postępu. To tutaj wymyślono i wprowadzono do użycia takie wynalazki cywilizacyjne jak państwo opiekuńcze, równość wobec prawa, pierwsze na świecie zniesienie cenzury, czy też bardziej przyziemne jak np. samochodowe pasy bezpieczeństwa. Szwedzi lubią być pierwsi i wyznaczać trendy, które następnie eksportują za granicę – tak jak np. IKEA wprowadziła modernizm i minimalizm pod strzechy na całym świecie.
Stolica Szwecji jest jednym z najszybciej rozwijających się miast Europy. W przeciągu ostatniej dekady zwiększyła liczbę swoich mieszkańców aż o 17%. Szczególnie u nas w kraju, gdzie w podobnym przedziale czasu najszybciej rozwijająca się Warszawa notuje wzrosty rzędu ledwie 2-3%, te wartości robią wrażenie. Wpływ na to ma nie tylko duża dzietność Szwedów (jedna z najwyższych w Europie) ale w równym stopniu też stały napływ imigrantów. Doliczając do tego jeszcze stały napływ ludzi do stolicy z innych regionów kraju, Sztokholm stanął przed wielkim problemem.
Od dłuższego czasu w tamtejszym samorządzie toczą się dyskusje na temat zaradzenia temu problemowi. Sama rozbudowa komunikacji (metra i tramwaju) nie wystarcza. Na zewnątrz miasto nie chce się zbytnio rozrastać, żeby przeciwdziałać suburbanizacji. Zostaje więc jedynie zagospodarowywanie wewnętrznych obszarów, do tej pory niezainwestowanych. Aby maksymalnie wykorzystać jeszcze wolne dostępne grunty, grupa radnych z partii opozycyjnej wobec burmistrza, forsuje prawdziwą rewolucję urbanistyczną, nie mającą odpowiednika w świecie.
Treść znajduje się w archiwum
Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.