Największą popularnością wśród inwestorów cieszy się rynek mieszkaniowy. Potężny kapitał wpłynął też do funduszy inwestycyjnych. Spadł za to popyt na złoto, którego kupić mogliśmy mniej niż 5 ton. Stopniały też oszczędności trzymane na lokatach.
Na zakup nieruchomości Polacy mogli wydać nawet ponad 111 mld złotych – wynika z szacunków Open Finance opartych o dane NBP, REAS i SARFiN. Jest to kalkulacja zakładająca, że w skali całego kraju połowa transakcji jest finansowana kredytem z 20-proc. wkładem własnym, a druga połowa to zakupy gotówkowe. Jest to o tyle uzasadnione, że dostępne szacunki NBP na temat skali zakupów gotówkowych w 2017 roku mówią o tym, że w największych miastach dwa na trzy nowe mieszkania są kupowane bez udziału kredytu.
Nie każde mieszkanie to inwestycja
Pamiętajmy jednak, że spora część pieniędzy trafiająca na rynek, to środki pochodzące ze sprzedaży innych nieruchomości. Poza tym nie każda złotówka wydana na zakup nieruchomości jest inwestycją – szczególnie jeśli nabywany lokal, dom lub działka mają służyć zaspokajaniu własnych potrzeb mieszkaniowych. Jaka więc część tej potężnej kwoty ponad 111 miliardów może być potraktowana jako inwestycja? W ubiegłym roku firma doradcza REAS sugerowała, że taki charakter może mieć nawet co trzeci zakup mieszkania w dużym mieście. Gdyby zachowawczo przyjąć, że w skali całego kraju odsetek ten topnieje do 15%, to może to oznaczać, że Polacy zainwestowali w nieruchomości na wynajem i tak niebagatelną kwotę 16,7 miliardów złotych. Kwota porażająca, bo jeśli przyjąć, że przeciętne mieszkanie trafiające na rynek wynajmu warte jest 250 tys. zł, to i tak oznaczałoby to około 67 tysięcy nowych mieszkań kupionych z myślą o czerpaniu dochodów z czynszu.
Za dużo? W ostatnich latach liczba podatników, którzy zaczęli rozliczać się z zarobków z wynajmu rosła przeciętnie o 12% r/r – wynika z danych do których dotarło Stowarzyszenie właścicieli mieszkań na wynajem „Mieszkanicznik”. To sugeruje, że w 2017 roku do grona inwestorów na rynku mieszkaniowym mogło dołączyć aż 60 tysięcy osób. Są to ci, którzy dotychczas nie osiągali przychodów z wynajmu, a więc dopiero dołączyły do grona inwestorów na tym rynku. Część z nich mogła kupić więcej niż jeden lokal, co wbrew pozorom nie jest wcale rzadką praktyką. Z drugiej strony do tej liczby dolicza się też tych, którzy wychodzą z szarej strefy i decydują się rozliczać z fiskusem zgodnie z prawem.
Treść znajduje się w archiwum
Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.