Planowanie układów komunikacyjnych w miastach jeszcze do niedawna było zdominowane przez podejście zakładające szczególne potrzeby użytkowników motoryzacji indywidualnej. Za podstawowy cel uważano stworzenie jak największej liczby pasm ruchu oraz miejsc parkingowych. Zapomniano, że użytkownikami ulic nie są wyłącznie kierowcy samochodów.
W ciągu kilku ostatnich lat w Polsce, a w krajach Europy Zachodniej nieco wcześniej, zaczęto dostrzegać wady w utożsamianiu ulicy jedynie z jej funkcją transportową, zwłaszcza tranzytową. Przypomniano sobie, że przed erą samochodów ulice były przede wszystkim miejscem spotkań i niezwykle ważnym czynnikiem integracji społecznej. Budząca się wśród mieszkańców miast świadomość o uciążliwościach wynikających z samochodocentrycznego podejścia do organizowania przestrzeni zaowocowała prawdziwym wykwitem inicjatyw mających na celu przywrócenie ulic mieszkańcom. Pierwotnym powodem najczęściej były kwestie bezpieczeństwa. Stąd też pierwszą grupą działań było wprowadzanie rozwiązań spowalniających ruch, zwłaszcza na wewnętrznych drogach osiedlowych. Szybko jednak okazało się, że nie jest to działanie do końca skuteczne, gdyż powoduje zmianę jedynie w miejscu, w którym zlokalizowano próg zwalniający. Tego rodzaju doświadczenia sprawiły, że coraz bardziej popularne stały się inne, bardziej kompleksowe rozwiązania.
Wbrew opiniom obrońców nadrzędnej rangi samochodu, ruchy miejskie najczęściej nie walczą z samochodem, ale ubiegają się o miejsce należne innym użytkownikom przestrzeni. Swego rodzaju przewrotnością wydaje się być fakt, że tworzenie takich rozwiązań jak woonerfy podnosi bezpieczeństwo w ruchu drogowym również z perspektywy kierowców. Sprawia bowiem, że użytkownicy ulic nie walczą ze sobą o możliwość uczestnictwa w ruchu, tylko koegzystują w przestrzeni, w której jest miejsce tak dla kierowców jak i rowerzystów oraz pieszych.
Treść znajduje się w archiwum
Możesz ją przeczytać kupując dostęp do naszego archiwum STANDARD.